Feniks
Strumienie słonych łez suną po policzkach, spadając w przepaść Niczym potoki wód opadające kaskadą wodospadu. To co niegdyś było szczęściem, stało się ruiną, rumowiskiem, którego nie sposób odbudować czy wskrzesić. Na gruzach tych chwiejnie wstaje nowe. Czy wytrzyma? Czy stawi opór sile wszechświata? Człowiek, który żył, obrócił się w proch. Nie istnieje, choć istnieje wciąż. Lecz już inny, zmieniony nieodwracalnie. Uwięziony w swoich myślach błąka się po bo bezkresnej otchłani Szukając drogi do spełnienia swych pragnień, marzeń, tęsknot. Szukając siebie samego.
|