night - 2011-08-18 17:36:46

Rozdział 1

„Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają latać…”

Było późne, niedzielne popołudnie. Jessica siedziała na fotelu, w swoim małym pokoju i pisała pamiętnik. Jednak niedawno zaczęła się zastanawiać czy to ma jakiś sens? W ich nudnym Warm Springs nic się nie działo, więc każdy wpis wyglądał prawie tak samo. Jednak poza pisaniem nie miała wielu rzeczy do roboty. Świetnie się uczyła, więc zadania zajmowały jej bardzo mało czasu. Jess nie miała wielu koleżanek, więc całymi dniami siedziała w domu. W szkole nie była zbyt popularna, bo cechowała ją nieśmiałość. Po chwili zastanowienia rzuciła pamiętnik na stół i wzięła do ręki komórkę. Zastanowiła się i wybrała numer Chrisa.
- Siema, Jess – po trzech sygnałach przyjaciel odebrał – Co tam?
- Hej. Masz może ochotę na rolki? Zadzwonię jeszcze po Lisę.
- W sumie czemu nie? Za godzinę na rynku?
- Okay.
Jessica rozłączyła się i uśmiechnęła do siebie. Wiedziała, że przyjaciel nie przepada za jazdą na rolkach i wybiera się tylko dlatego, że Lisa idzie. Odkąd tylko przyjechała do Warm Springs, Chris się w niej podkochiwał. Zresztą jak większość chłopaków. Lisa była kompletnym przeciwieństwem Jessiki: odważna, pewna siebie, rudowłosa piękność, za którą szalało pół szkoły. Ale ona nie zwracała uwagi na to całe uwielbienie, uważała siebie za zwykłą dziewczynę i dzięki temu stała się jej najlepszą przyjaciółką. Po chwili Jess wybrała numer Lisy. Dziewczyna odebrała po pierwszym sygnale:
- Hej, Liss. Idziesz ze mną i Chrisem na rolki?
- No jasne. Kiedy i gdzie?
- Na placyku za godzinę.
- Okay, to pa.
Lisa rozłączyła się i Jess podeszła do swojej szafy, żeby wybrać strój. Wyjrzała przez okno. Tak, było gorąco jak na kwiecień, więc trzeba wziąć lekkie ubranie. Jessica nie była bogata, więc zawartość jej szafy przedstawiała się nadzwyczaj skromnie. Westchnęła i wyjęła z niej białą koszulkę z nadrukiem „Vampire Diaries”, którą Lisa  podarowała jej na piętnaste urodziny. Jess nigdy nie byłoby stać na coś takiego, a serial po prostu uwielbiała, więc nie małą miała radość sprawił jej prezent. Wyciągnęła z szafy jeszcze krótkie, zielone spodenki i ruszyła do łazienki, aby się przebrać. Po pięciu minutach była już gotowa do wyjścia, ale jeszcze zostało jej sporo czasu, zajście na placyk nie zajmie więcej niż kwadrans. Dziewczyna wzięła, po raz kolejny książkę „Miasto Kości” i zaczęła czytać ulubione sceny. Lubiła Jace’a, był półaniołem, odważnym, czasem trochę aroganckim, ale miał cudowny sposób bycia. Jessica lubiła czytać książki o istotach magicznych, miała ich wiele w domu, czasem długo musiała na nie oszczędzać. Do jej małej biblioteczki należały między innymi: seria „Pamiętniki Wampirów”, „Świat Nocy”,  Kroniki Wampirze” trylogia „Dary Anioła”, „oraz saga „Zmierzch”. Każdą z książek Jess przeczytała po kilka razy.
Miała kilka ulubionych cytatów z „Miasta Kości”, jak ten, w którym Jace mówi, że skromność to atrakcyjna cecha tylko u brzydkich ludzi i wiele innych.
Zawsze, kiedy czytała ostatni nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Tak, pani Cassandra Clare stworzyła piękny świat magii… Jessica czasem chciałaby znaleźć się w takim świecie, najlepiej z Jace’em… Dziewczyna od zawsze była niepoprawną romantyczką. Jess spojrzała na swój zegarek, który miała od drugiej klasy, kiedy to podarował go jej ojciec. A teraz nie żyje. Zginął w czasie wypadku drogowego. Dziewczyna bardzo za  nim tęskniła i choć bardzo kochała matkę, nie odnajdywała z nią takiej więzi jak z ojcem. Zresztą od jego śmierci ledwo sobie radzą, matka znalazła dwie prace, żeby jakoś zapewnić im wyżywienie. Ale teraz nie czas było na rozmyślania. Była już szesnasta trzydzieści, więc najwyższy czas wychodzić. Jess wzięła torbę, wrzuciła do niej telefon, portfel oraz  tenisówki i wybiegła z domu.
Ze schowka na polu wyciągnęła swoje stare fioletowe rolki. Dawno nie były używane, ale dziewczyna bez problemu założyła je, tak jakby jej stopy wcale nie urosły przez dwa lata. Zamknęła dom na klucz i ruszyła wąską uliczką w stronę placyku. Na miejsce dotarła w niecałe dziesięć minut, więc oparła się o pierwszy lepszy budynek i zaczęła cierpliwie czekać na przybycie Lisy i Chrisa. Kiedy duży zegar na rynku wybił siedemnastą zobaczyła zbliżających się do niej w zawrotnym tempie dwójkę jej najlepszych przyjaciół. Lisa złapała ją za ramię, a sekundę potem zrobił to Chris, tylko że z drugiej strony.
- Ha! Wygrałam! – wykrzyknęła, ledwo zipiąc Lisa do Chrisa – Mówiłam ci, że jestem niepokonana na rolkach.
Uśmiechnęła się z satysfakcją do przyjaciela, na co ten wystawił jej język.
- Miałaś szczęście. Zresztą założę się, że z Jess byś nie wygrała – Chris uśmiechnął się wyzywająco.
- Ja? Nie umiem dobrze jeździć na rolkach… - Jess spuściła oczy i lekko się zaczerwieniła.
Lisa posłała jej pełne zdziwienia spojrzenie.
- Chora jesteś, dziewczyno? Wygrałaś przecież trzy lata temu okręgowy wyścig na rolkach.
Tak to była prawda. Trzy lata temu, kiedy jeszcze ojciec Jessiki żył, wspierał ją, żeby wzięła w tym udział. Więc ćwiczyła i ćwiczyła. Chciała być najlepsza i udało jej się. Ale, kiedy rok temu zmarł jej ojciec i Jess już nie pasjonowała się rolkami. Wolała siedzieć godzinami w pokoju i rozmyślać albo siedzieć i słuchać ulubionych piosenek na iPodzie, którego dostała na dwunaste urodziny od rodziców.
- Więc jak, Jess? Ścigamy się?
- No nie wiem… - odparła dziewczyna kręcąc lekko głową - Dawno nie jeździłam, nie wiem czy potrafię szybko jeździć.
Nagle na twarzy Lisy pojawił się przebiegły uśmieszek.
- A wiesz, że mam plakat z Vampire Diaries? – wyszczerzyła się do niej w idealnym uśmiechu – Z Damonem i Eleną. Dam ci go jeśli wygrasz.
- To szantaż! – Jessica prychnęła. Chciała mieć ten plakat, ale bała się ścigać. Co jeśli będzie ostatnia? Tylko narobi sobie wstydu.
Lisa miała jednak inne zdanie:
- Ja nazwałabym to dobrą motywacją. Więc jak?
- No dobra…
- Hurra! – Lisa uścisnęła przyjaciółkę i uśmiechnęła się do niej. – Wiedziałam, że jeśli zaproponuję ci plakat z Damonem zgodzisz się.
- Ale nic nie obiecuję. Dawno nie jeździłam, więc nawet motywacja plakatem może nie pomóc.
- Okay, więc dokąd się ścigamy?
Jess wzruszyła ramionami. Wtedy wtrącił się Chris:
- Ścigajcie się, która pierwsza dojedzie do mojego domu. Ja tam pojadę i będę stał na mecie.
Dziewczyny spojrzały po sobie i zgodziły się, więc ich przyjaciel ruszył w drogę. Do domu Chrisa od placyku są jakieś dwa kilometry i cały czas prosta droga. Kiedy stwierdziły, że chłopak powinien być już na miejscu ustawiły się i Lisa krzyknęła „Start!”. Obie dziewczyny ruszyły, znały drogę na pamięć. Na początku szły łeb w łeb, aż w końcu na piątym zakręcie Jessica wysunęła się trochę do przodu. Cały czas myślała o plakacie, który zawsze chciała mieć, ale w żadnej gazecie nie mogła go znaleźć. Nie zastanawiała się skąd Lisa go ma, po prostu musiała go mieć. Lisa nie miała większej motywacji, po prostu chciała świetnie się bawić i rozerwać przyjaciółkę. Wtedy ich oczom ukazał się ostatni zakręt. Jess niewiele myśląc przyspieszyła jeszcze bardziej, ale Lisa była tuż obok niej. Kiedy już widziały Chrisa stojącego na chodniku Jessica zrobiła coś, czego dawno nie robiła, a czego nie umiała potem wytłumaczyć. Odbiła się lekko jedną nogą, skoczyła i nachyliła się do przodu tak, że zrobiła salto i tym samym dotknęła ręki przyjaciela. Ten stał jak skamieniały i patrzył na nią.
- Jak… to z-zrobiłaś? – wydusił zdziwiony. Lisa też wpatrywała się w nią z zaskoczeniem, ale i zadowoleniem na twarzy.
- Wystarczy odpowiednia motywacja – zaśmiała się Jessica. - A teraz chodźmy po moją nagrodę.
Lisa uśmiechnęła się.
- Dobrze chodźmy, a może raczej jedźmy.
Kiedy jechali rudowłosa dziewczyna zatrzymała się na chwilę przy kawiarni.
- Wchodzimy czy nie?
Jess i Chris jednakowo skinęli głową, a że na ulicy nie było ruchu, usiedli na chodniku, przebrali buty i weszli do kawiarni. Niemal natychmiast podeszła do nich kelnerka:
- Co podać?
- Poprosimy trzy porcje lodów czekoladowych – uśmiechnął się Chris.
Kelnerka zanotowała zamówienie i zniknęła za ladą. Jessica rozejrzała się po pomieszczeniu. Mimo upału nie było wielu gości. Ale jedna para wyjątkowo przykuła jej uwagę. Przy stoliku w samym kącie kawiarni, gdzie zwykle nikt nie siedział, miejsce zajął przystojny, wysoki, czarnowłosy chłopak i nieziemsko piękna blond dziewczyna. Na chwilę spojrzenia Jess i chłopaka skrzyżowały się. Jego oczy były zadziwiająco błękitne, takie jakich jeszcze dziewczyna nigdy nie widziała. Ale był w nich smutek. I wtedy nagle, w stronę Jess odwróciła się piękna blondynka siedząca do niej plecami. Jessica zachłysnęła się powietrzem i gwałtownie zamrugała. Co za ulga! To tylko jakiś omam. Chociaż nie była tego taka pewna, bo dziewczyna, u której przed chwilą widziała parę kłów i całkowicie czarne oczy uśmiechała się triumfująco…

Rozdział 2

- Isabelle, uspokój się! – syknął Ian – Chcesz od dziś ujawniać się każdej osobie napotkanej na ulicy? Piękna blondynka wyszczerzyła się do niego w uśmiechu.
- Spokojnie, kuzynku. Ta dziewczyna dziwnie nam się przyglądała, więc chciałam ją trochę przestraszyć.
Przystojny szatyn skinął głową z westchnieniem i spojrzał na stolik, przy którym siedzieli: niska i niezbyt ładna brązowowłosa dziewczyna, rudowłosa piękność i chłopak o lekko szarych włosach. Nie byli jacyś wyjątkowi, ale znał Isabelle i wiedział, że zawsze jest o niego zazdrosna, oczywiście jak o kuzyna. Chce by tylko z nią spędzał czas. Mimo, że to go czasem denerwowało lubił z nią przebywać. Potrafiła rozruszać towarzystwo, z nią nie dało się nudzić. Chociaż należeli do różnych ras, które zwykle nie są spotykane razem, nie przeszkadzało mu to.
- Więc jak, kuzynku? Czy twoi szefowie dali ci jakąś nową misję?
Dziewczyna roześmiała się, kiedy Ian spojrzał na nią spode łba.
- Na razie nie. Ale muszę się dzisiaj przed nimi stawić, więc na pewno coś dostanę – westchnął głęboko.
- Myślałam, że lubisz swoją pracę – powiedziała z lekkim zdziwieniem – W końcu nie każdego werbują do anielskiej armii po śmierci.
- Nie każdego zmieniają po śmierci w wampira – odpalił jej chłopak.
- Wiesz dobrze, że tego nie chciałam. Zmienili mnie, bo uznali, że jestem wystarczająco ładna… Jakby to miało jakieś znaczenie.
Wzrok Iana ponownie skierował się ku stolikowi, gdzie siedziała trójka przyjaciół. Właśnie zaczęli się śmiać z czegoś co powiedział chłopak. Przystojny chłopak wpatrywał się w nich i myślał o sobie. Zawsze chciał być jednym z normalnych nastolatków. Ale nie był, a teraz już nie mógł być. Dawniej ojciec pił i znęcał się nad nim,  matką i Isabelle, która mieszkała z nimi odkąd jej rodzice zmarli na gruźlicę. Pewnego dnia Ian miał dość. Matki nie było w domu, więc nie miał go kto powstrzymać i nawrzeszczał na ojca, żeby zaczął się interesować rodziną, a nie pić i leżeć na co dzień w przydrożnych rowach. Użył jeszcze paru obraźliwych słów, których lepiej tutaj nie przytaczać. Isabelle go poparła. Ojciec się wściekł, a ponieważ był trzeźwy zaczął gonić syna i siostrzenicę. Ci w panice wybiegli razem na ulicę, nie rozglądając się. Niestety z przeciwka jechała właśnie z zawrotną prędkością ogromna ciężarówka. Kierowca zatrąbił i rozległ się głośny pisk opon… A chwilę później Ian i Isabelle leżeli na drodze bez życia. Chłopak miał pod nienaturalnym kątem wygiętą głowę, a dziewczyna mocno krwawiła. Tego co stało się potem Ian nigdy nie potrafił opisać. Najpierw poczuł niemiłosiernie palący ból. Czuł się jakby wrzucono go w środek płonącego ogniska. Po chwili, która wydawała mu się długimi godzinami, ból i ogień ustąpiły i pojawiło się ukojenie i cisza… Zaskakująca cisza, której nic nie przerywało. Wtedy, mimo że było ciemno, chłopak zobaczył i poczuł, że wszystko zaczęło wirować. Po pięciu sekundach zrobiło mu się niedobrze i pomyślał, że zwymiotuje, ale chwilę potem stał już na równych nogach. Tego co stało się potem Ian nie pamiętał. Wiedział tylko, że podszedł do niego chłopak jakieś trzy lub cztery lata starszy od niego i zaprowadził go przed Radę Aniołów. Na początku myślał, że to sen, ale potem przypomniał sobie, że nie żyje, więc nie może śnić. Jak przez mgłę pamiętał, że jakiś mężczyzna w średnim wieku wstał i zaczął mówić o tym, że został wybrany do anielskiej armii. Chłopak wielce się zdziwił, bo jako człowiek nie umiał nawet przyłożyć koledze. Swoim spostrzeżeniem podzielił się z głównym przedstawicielem armii – Erikiem. Jednak anioł powiedział, że żadna z jego misji raczej nie będzie polegała na bezpośredniej walce. Raczej na pilnowaniu, aby żadna z istot nocy nie chciała narozrabiać w ludzkim świecie. Potem opowiedział mu trochę o istnieniu istot, o których oglądał filmy i nie uważał ich za prawdę, a jedynie mity. Chłopak jednak nie był pewien czy podoła zadaniu. A jeśli zawiedzie? Jeśli nie poradzi sobie z jakimś napastnikiem, który go zaatakuje. Eric jednak kazał mu się nie zamartwiać, ponieważ każdy kto należy do anielskiej armii posiada Talizman Aniołów. Może wytworzyć tarczę, której nic nie przebije…
- Ian? Co jest? – Isabelle pomachała kuzynowi ręką przed oczami. Ten gwałtownie zamrugał.
- Nic, nic… Trochę się zamyśliłem.
- Okay, musimy już iść. Ty pewnie musisz stawić się u szefów, a ja wybiorę się w nocy na małe polowanie.
Oboje wstali i wolnym krokiem ruszyli w stronę wyjścia. Ian na odchodnym spojrzał na szatynkę. Ich spojrzenia się zetknęły, a wtedy stało się coś, czego chłopak jeszcze nigdy nie doświadczył. Poczuł jak przez jego ciało przelewa się fala gorąca i mimo woli uśmiechnął się do dziewczyny. Ta posłała mu nieśmiałe i bojaźliwe spojrzenie i spuściła wzrok. Kiedy chłopak wyszedł zaczął się zastanawiać nad tym co się stało. Czy coś się w ogóle stało? Tego nie wiedział. Ale był zdziwiony tym, że jego uwagę zwróciła zwyczajna niezbyt ładna dziewczyna, a nie jej piękna przyjaciółka… Ocknął się z rozmyślań, gdy Isabelle pociągnęła go za rękaw i syknęła:
- Człowieku, nie stój na środku drogi. Chcesz mieć drugi śmiertelny wypadek?
Uśmiechnął się lekko. Wiedział, że kuzynka mówi to ironicznie, ale również martwi się o niego. Więc pogrążony w swoich myślach ruszył wąską uliczką…

Jessica patrzyła w ślad za przystojnym szatynem, który przed chwilą wyszedł z kawiarni. Kiedy ich oczy się spotkały, Jess przeszedł zimny, a zarazem miły dreszcz.
- Zrobiłyście pracę domową? – z marzeń wyrwał ją głos Chrisa. Lisa przewróciła oczami i spojrzała na niego z pogardą.
- Nie, nie jesteśmy takimi kujonami. W ogóle nie chce mi się iść do szkoły, a w dodatku jutro poniedziałek, więc mamy najgorsze lekcje.
Przyjaciele na chwilę pogrążyli się w milczeniu, które przerwała Jessica:
- Idziemy po ten plakat?
- Tak, oczywiście, chodźmy – Lisa roześmiała się – Spokojnie, jeszcze dzisiaj zdążysz zawiesić go nad łóżkiem.
Jessica przewróciła oczami i wyszli, płacąc przy ladzie za lody.
- Jedziemy na rolkach czy idziemy pieszo? – zapytał Chris.
- Chodźmy pieszo. Do mojego domu jest niedaleko – zdecydowała Lisa.
Szli wąską, brukowaną uliczką Warm Springs. Jak zwykle nic się nie działo. Jakaś kobieta spacerowała z dzieckiem, mały chłopiec jeździł na rowerze, a jakaś para stała pod ścianą, całując się. Jessice niedobrze się zrobiło na ten widok. Nie lubiła, kiedy ludzie chwalili się swoją miłością przed innymi. Uważała, że miłość to coś pięknego, coś tylko dla dwóch osób i czego nikt poza nimi nie zrozumie ani nie doświadczy. Jess nigdy nie miała chłopaka. Kiedyś podobał jej się chłopak ze szkoły, ale oczywiście nie zwracał na nią uwagi. Trochę żałowała, że nie podeszła do chłopaka w kawiarni. Ale co miała powiedzieć? Z natury była nieśmiała, a w dodatku ta piękna blondynka na pewno była jego dziewczyną. Nie warto było nawet próbować. Tylko by się ośmieszyła. Chris i Lisa rozmawiali o jakimś najnowszym filmie, ale mało ją to interesowało. Zawsze wolała czytać książki, aniżeli oglądać filmy. Lubiła wczuwać się w rolę bohaterki książkowej, która przeżywa wielką miłość… Zawsze chciała coś takiego przeżyć. Przerwała rozmyślania, gdyż właśnie stanęli przed domem Lisy. Dziewczyna wyjęła z kieszeni krótkich dżinsów pęk kluczy. Wybrała właściwy i otworzyła drzwi. Przyjaciele weszli do domu i skierowali się do pokoju Liss. Kiedy byli tutaj pierwszy raz nie mogli uwierzyć w to co widzieli. Dom Lisy był największym w ich miasteczku. Posiadał kuchnię, jadalnię, salon, dwie łazienki, pięć pokoi oraz bibliotekę i pomieszczenie, w którym znajdowało się jacuzzi. Jessica i Chris trochę zazdrościli przyjaciółce, ale nigdy się do tego nie przyznawali. Lisa otworzyła drzwi do ogromnego pokoju, a kiedy weszli, zaczęła szukać plakatu w szafce.
- Ha! Znalazłam! – wykrzyknęła po dwóch minutach poszukiwań. Zamknęła szafkę i wyciągnęła go do Jess – Oto ja, nadaję ci ten plakat, za wygranie wyścigu na rolkach w świetnym stylu!
Wszyscy troje roześmiali się ze słów Lisy. Jessica wzięła plakat i spojrzała na niego. Tak, rzeczywiście był cudowny. Z radości uściskała przyjaciółkę.
- Dzięki, Liss! Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie.
- Spokojnie – roześmiała się dziewczyna – Poczekaj, aż zobaczysz co przygotowałam na twoje urodziny!
Jess spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Moje urodziny?
- Przecież za dwa tygodnie masz urodziny! Jak mogłaś zapomnieć?!
Jessica zastanowiła się. Tak rzeczywiście. Moje urodziny są dwudziestego dziewiątego kwietnia, więc za równe dwa tygodnie. Ale Jess nie cieszyła się z siedemnastych urodzin. Bo z czego się tutaj cieszyć, jeśli nie można nawet ich urządzić z powodu braku pieniędzy? Życie jest bez sensu – myślała.- Hej, mam pomysł! A może tak zrobimy sobie seans filmowy? – zaproponował Chris.
- Świetnie! – zapaliła się Lisa – Tylko co będziemy oglądać? Jakieś propozycje? Oprócz obejrzenia kolejny raz wszystkich odcinków Vampire Diaries – spojrzała na Jessikę znacząco – I Spider Mana! – tutaj spojrzała na Chrisa.
- Więc może ty coś zaproponujesz?
- Mam całą szafkę zawaloną płytami DVD, ale połowy z nich nie oglądałam. Możemy je przejrzeć.
Chris i Jess zgodnie pokiwali głowami, więc Lisa otwarła drugą szafkę i wyleciały z niej tuziny opakowań z płytami.
- Sorry, dawno tego nie porządkowałam – usprawiedliwiła się. Jessica machnęła ręką i zabrali się do przeglądania płyt, a było ich sporo. Po dwudziestu minutach znali większość opisów i wahali się między pięcioma filmami: „Iluzjonista”, „Most do Terabithii”,  „Duma i Uprzedzenie”, „Wszystkie chwyty dozwolone” oraz „Gwiezdny pył”. Po dość długiej naradzie wybrali „Most do Terabithii” z czego średnio zadowolony był Chris, ale w końcu zgodził się.
- Okay, więc będziemy oglądać w salonie. Ale najpierw musimy mieć coś do jedzenia – uśmiechnęła się Lisa.
- Co proponujesz?
Dziewczyna zastanowiła się chwilę.
- Mam chyba jeszcze popcorn, parę paczek chipsów i pepsi.
Po kwadransie, kiedy usadowili się przed plazmą Lisy na podłodze z tonami jedzenia włączyli film. Początek nie był zbyt ciekawy, ale od kiedy przyjechała Leslie, Jessice bardzo się spodobał. Po pół godzinie wszyscy oglądali zaciekawieni. Kiedy Leslie umarła, po policzku Jess spłynęła łza. Często płakała na filmach, a zwłaszcza, kiedy ktoś ginął. Spojrzała na swoich przyjaciół. Na twarzy Lisy nie malowały się żadne uczucia, jak zwykle zresztą. Jessica jeszcze nigdy nie widziała, żeby przyjaciółka płakała. Za to Chris raz po raz ocierał łzy, które kapały mu na koszulkę. Po skończonym filmie przyjaciele zaczęli wymieniać opinie na jego temat. Pierwsza, jak zwykle odezwała się Lisa:
- Dobrze, że wybraliśmy ten film. Myślałam, że będzie nudny, ale nie, bardzo mi się podobał.
- Tak, rzeczywiście był świetny – poparła Jess – Ale szkoda, że Leslie zginęła. Była najlepszą postacią w filmie.
- A tobie Chris, podobało się? Czy może nie widziałeś końcówki, bo przeszkadzały ci łzy? – roześmiała się Lisa.
- Ja? – chłopak lekko się zmieszał i nie wiedział, co powiedzieć – Wcale nie płakałem!
- Nie jestem ślepa!
- No dobrze, może płakałem, ale Jessica też!
Lisa spojrzała na niego z kpiącym uśmieszkiem.
- Ale my, dziewczyny to co innego. Chyba, że porównujesz się do dziewczyny.
Chris założył ręce na piersi i już chciał otworzyć usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wymyślił żadnej ciętej riposty.
- Och, dajcie spokój – przerwała Jessica i spojrzała na zegarek – O nie! Muszę wracać do domu! Już dziewiętnasta, moja mama nie wie, gdzie jestem, na pewno bardzo się martwi.
Jess skoczyła na równe nogi, pobiegła do pokoju Lisy po swoją torbę i wybiegła na dwór, gdzie stali Chris i Lisa. Chłopak też już się zbierał.
- Do jutra – pożegnała się Lisa z przyjaciółmi i weszła do domu.
Chris i Jessica przez chwilę szli razem, w milczeniu, a potem chłopak się odezwał załamującym się głosem:
- Nie mam u niej szans…
Jess spojrzała na niego zaskoczona.
- U Lisy? Och, nie przejmuj się. Ona w ogóle nie szuka chłopaka. Wie, że większość leci na jej wygląd i ładne ciało.
- Ale nie ja. Ja lubiłbym ją, nawet gdyby była brzydka i piegowata… jak ty!
Jessica przystanęła i spojrzała na Chrisa, który stał i patrzył na nią ze strachem.
- Słuchaj, Jess… Przepraszam!
- Nie wysilaj się. Wiem, że nie jestem nawet ładna i do pięt nie sięgam Lisie – dziewczyna ruszyła szybkim krokiem, chyłkiem ocierając łzę spływającą po policzku.
- Jess, nie o to mi chodziło! – krzyknął za nią Chris, ale nie zwróciła na to uwagi i jeszcze bardziej przyspieszyła kroku. Po chwili zdała sobie sprawę, że biegnie, co chwila łykając łzy, które ciurkiem płynęły po policzku. Mało przez nie widziała, ale jakoś dobiegła do domu. Cicho otworzyła drzwi i otarła policzki rękawem. Matka czekała na nią w ganku.
- Jezu, Jessica, wiesz jak się martwiłam?! Co się stało? Płakałaś? – w jej głosie była troska.
- Nie, to nic – dziewczyna spróbowała się uśmiechnąć, ale zamiast uśmiechu wyszedł jej dziwny grymas.
- Gdzie byłaś?
- U Lisy, oglądałyśmy film. Przepraszam, że nic nie powiedziałam.
Matka uśmiechnęła się łagodnie i machnęła ręką.
- Nic się nie stało, ale następnym razem powiadamiaj mnie, gdzie wychodzi i o której wracasz.
- Dobrze mamusiu. Pójdę na górę, muszę się uczyć.
Jessica ruszyła schodami do swojego pokoju, zostawiając matkę samą ze swoimi myślami. Kiedy weszła do pokoju, włączyła komputer i zaczęła czytać książkę w formie e-booka, choć nie bardzo to lubiła. Wolała czytać zwykłe książki, a nie te na komputerze, ale cóż zrobić, jeśli nie ma się zwykłej? Miała sporo nie przeczytanych książek na komputerze, więc chwilę się zastanowiła, wybrała „Wampiry z Morganville” i pogrążyła się w lekturze…

Tymczasem Ian szedł jasnym korytarzem. Śmiał się w duchu z tych, którzy wyobrażali sobie, że w niebie chodzi się po chmurach. W sumie musiał przyznać, że dopóki nie zginął i nie przyjęli go do anielskiej armii też tak myślał. Ale nie. Mimo, że Niebo było najcudowniejszym miejscem we wszechświecie, nie chodziło się tutaj po chmurach. Właściwie było nieco podobne do Ziemi, ale znacznie piękniejsze. Były tutaj cudowne ogrody, przepiękne komnaty, które zamieszkiwali ci szczęśliwcy, którzy zasłużyli na to, aby po  śmierci tutaj trafić. Anielska armia posiadała całkiem inną część Nieba, aczkolwiek równie piękną. Chłopak stanął przed drzwiami pomieszczenia Rady Aniołów i wyciągnął spod bluzy swój medalion. Wepchnął go lekko do dziury, o kształcie takim samym jak talizman i drzwi się otworzyły. Ian wyjął wisior i szybkim krokiem przeszedł na sam środek wielkiej sali. Cała Rada przypatrywała mu się, ale nie mógł odszyfrować ich wzroków. Jakby były puste, a zarazem mieściły się w nich wszystkie możliwe uczucia. Eric wstał i podszedł do niego z uśmiechem.
- Witaj, Ianie.
- Wzywaliście mnie. Mam jakąś misję?
- Tak, można to tak nazwać.
Ian spojrzał zdziwiony, ale Eric powiedział tylko:
- Zaraz się wszystkiego dowiesz. Może zacznijmy od początku. Otóż twoja kuzynka Isabelle jest wampirzycą.
- Tak, świetnie o tym wiem – ton Iana był lekko podejrzliwy. Jeśli chcą, żeby zrobił coś kuzynce to nie zgodzi się, nigdy w życiu.
- Wiesz zatem, że jest śmiertelnym zagrożeniem dla ludzkiego świata. I właśnie doszły nas wieści, że chce pójść do ludzkiej szkoły.
Chłopak otworzył usta ze zdziwienia.
- C-co?
Eric przyjrzał mu się poważnie.
- Więc ty nic nie wiesz?
Ian pokręcił przecząco głową. Był lekko zawiedziony, że kuzynka nie podzieliła się z nimi planami. Ale zapytał tylko:
- Więc na czym będzie polegała moja misja?
- Ty też pójdziesz do ludzkiej szkoły. Będziesz jej pilnował. Oczywiście ona nie może wiedzieć, że chodzi tam tylko, żeby mieć na nią oko. Powiedz jej, że masz urlop i chcesz odpocząć od tego wszystkiego albo… Wymyślisz coś – Eric machnął ręką.
- Mam szpiegować własną kuzynkę?
- Nie zapominaj, że należysz do Anielskiej armii. Naszą misją jest chronić świat przed istotami nocy. Musisz to zrobić. A jeśli ona kogoś zabije?
- Isabelle nie zabija ludzi! – prawie krzyknął chłopak. Zawsze kuzynka go wspierała, zawsze mu pomagała i nigdy go nie zostawiła. Nie chciał jej pilnować. Ale cóż, rozkaz to rozkaz.
Eric popatrzył na niego pełnym zwątpienia wzrokiem.
- No nie wiem. Uwierz mi, wiemy więcej niż ty na ten temat. Więc chcesz podjąć się tej misji czy mamy wyznaczyć kogoś innego?
- Podejmuję się.
- Bardzo dobrze. Od jutra idziesz do szkoły.

www.gram24.pun.pl www.se-graffiti.pun.pl www.lunarvampire.pun.pl www.ckit.pun.pl www.szkolapijarki.pun.pl